O społecznej roli teatru
Kto może mówić o sobie “dojrzały widz”. O działalności teatralnej i społecznej roli teatru opowiadają Kinga, Maja i Mateusz.
Transkrypcja podcastu zrealizowanego w ramach projektu:
Misja Partycypacja: młodzi podcasterzy obywatelscy
Uczestnicy: Kinga Franke (K), Maja Jarzyna (M), Mateusz Hanke (Mt) Kinga Franke i Maja Jarzyna są uczennicami III LO im. Stefana Batorego w Chorzowie, zaangażowanymi w wiele przedsięwzięć teatralnych i uczestniczki projektu KulturOK. Mateusz Hanke jest studentem kultury mediów na Uniwersytecie Śląskim i aktorem w amatorskich sztukach teatralnych.
K: Cześć, dzisiaj razem z Mają…
M: Cześć.
K: …przeprowadzimy rozmowę na temat: wymiar społeczny teatru, razem z naszym przyjacielem, Mateuszem.
Mt: Cześć, witam Was .
M: I warto też przedstawić drugą prowadzącą, czyli Kingę, ponieważ się nie przedstawiła.
K: Tak, czyli zaczniemy od takiego tematu, którym można wprowadzić we wszystko o czym chcemy Wam dzisiaj powiedzieć. Moim pierwszym pytaniem jest: jakie są Wasze pierwsze doświadczenia teatru jako widzowie i jako osoby zaangażowane faktycznie w teatr, jakąś działalność teatralną, bo cała nasza trójka jest w jakiś sposób powiązana właśnie z działalnością teatralną, bo tworzyliśmy swoje spektakle, graliśmy w różnych spektaklach i jesteśmy też widzami.
M: Mogę zacząć od tego, że na pewno znamy coś takiego jak chodzenie z przedszkolem, albo z podstawówką właśnie na jakiś spektakl, takie typowo dziecięce, ale jako taki bardziej świadomy uczestnik teatru, właśnie widz, myślę, że byłam nastolatką i to były takie spektakle o wiele bardziej poważne, że musiałam wyjeżdżać na przykład poza miasto, żeby zobaczyć te spektakle, ja byłam bezpośrednio tym zainteresowana. Potem te spektakle, które oglądałam, mnie zainspirowały do tego, żeby tworzyć coś swojego. To u mnie w sumie się tak zaczęło, że musiałam dopiero sama jakby pociągnąć coś w głowie, żeby być zainteresowaną, żeby w tym działać.
K: Ok, a mi się wydaje, że u mnie zaczęło się od samej działalności teatralnej i to dopiero z czasem przeszło w takie bycie zaangażowaną jako widzka.
M: Czyli na odwrót.
K: Na odwrót, no, w szkole ja w ogóle od dziecka bardzo lubiłam występować, ale w takich rzeczach typu: konkursy albo akademie i gdy w mojej podstawówce powstało kółko teatralne to ja bardzo chętnie uczestniczyłam w nim i tak samo od mojej podstawówki później – przez to, że byłam tak zajawiona tym tematem występowania na scenie – kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu do teatru, całkiem częstych, jakichś weekendowych to bardzo mnie to zachęciło i tym sposobem bardzo często zaczęłam znajdować się w teatrze i widziałam bardzo dużo sztuk teatralnych, jak na jeden moment. W większości były wszystkie sztuki Teatru Śląskiego, tak się zaczęła moja przygoda.
M: Mateusz jak to u Ciebie wyglądało?
Mt: Pierwsze co pamiętam jako takie teatralne wspomnienie, to oczywiście jako widz, to były, to się nazywało bodajże: „Grządka teatralna” i to było w Katowicach i chyba w niedzielę się jeździło na coś takiego z rodzicami i to jest takie mgliste, pamiętam, że to był teatr dla dzieci. Mnie tak faktycznie, jakby rodzice spróbowali u mnie zbudować taką chęć do przebywania na widowni i faktycznie się bawiłem dobrze, to były takie często jakby spektakle muzyczne, chociaż nie zawsze, wiadomo, ale były to takie klasyczne sztuki, które na przykład teraz umiem znaleźć też u siebie w domu na płytach winylowych. To była na przykład „Pchła szachrajka”, coś tego pokroju i potem były też to bajki muzyczne, gdzieś, które można było posłuchać gdzie indziej, po prostu przełożone na teatr, żeby faktycznie dzieci tym zaciekawić. Dalej, aby rozeznać się trochę w latach, to dalej byłem takim małym berbeciem, ale to był Teatr Rozrywki, chorzowski i coś chyba, na czym byłem najwięcej razy, to był „Skrzypek na dachu”. Pamiętam, że ta obsada rosła razem ze mną i zdarzało się tak, że będąc pierwszy raz, najmłodsza córka głównego bohatera stawała się później tą kolejną. To chyba to pierwsze moje kroki jako widz. Co do przebywania w teatrze jako już uczestnik, to oczywiście były jasełka, które zawsze uważałem, że były niesprawiedliwe dla mnie, bo ja miałem wybitny talent teatralny, moim zdaniem oczywiście wtedy, umiałem się najlepiej ubrać, bo moja mama zawsze dbała o najlepsze stroje dla mnie, a zawsze byłem jakimś pasterzem, albo królem, nigdy nie byłem obok Jezuska. W każdym razie to były takie szkolne, przedszkolne nawet bym powiedział.
M: Wydaje mi się, że dlatego nie byłeś obok Jezuska, bo Józef miał zawsze najmniej kwestii do zagrania. W takim razie widzę pewną różnicę, która według mnie jest warta zauważenia, to jest to, że u Ciebie teatr był raczej doświadczeniem rodzinnym, aniżeli u nas, czymś takim bardzo prywatnym, co trzeba było szkolnie jakoś odkrywać, albo tak właśnie samemu – więc czy tak u Ciebie jest, że ten teatr jest czymś takim rodzinnym, co funkcjonuje w Twojej rodzinie?
Mt: Zdecydowanie tak, bo do pewnego momentu ja nie lubiłem po prostu wyjść do teatru, na koncerty, co jak teraz sobie o tym myślę jest po prostu dla mnie zgrozą, bo jakby w tym momencie sobie nie wyobrażam życia bez tego. Wtedy to zdarzało się, że na przykład moja mama nie mogła jechać do teatru, albo na koncert, bo ja się tak zawziąłem, że nie pojechałem i uważam, że ja, teraz myśląc, że ja jej zabrałem jakąś rozrywkę, której mogła już nigdy nie doświadczyć, takie niewdzięczne dziecko trochę, nie, tak dbają o Ciebie, o Twoją tutaj kulturę, a Ty nawet nie wyjdziesz z domu, potem rysowałem laurkę z serduszkiem na środku i z napisem: „Przepraszam” i wtedy mi wybaczała.
M: Ok, a kiedy byłeś już taki bardziej świadomy mówiąc na przykład o wieku nastoletnim to jak to u Ciebie wyglądało, dalej przeżywałeś coś takiego, że byłeś właśnie takim bardzo aktywnym widzem, bardzo chętnym na wyjście do teatru, albo otworzyłeś już coś swojego, bo o tym też chcielibyśmy porozmawiać?
Mt: Powiedzmy, że tak w wieku nastoletnim – czyli dla mnie to był etap gimnazjum powiedzmy, tak najbardziej. Byłem w klasie przyrodniczo-matematycznej, w której też byli piłkarze, to było dopiero, ale naszą wychowawczynią była Pani z takich zajęć teatralnych, przedmiotów teatralnych: z plastyki, muzyki i wszystkiego co tam się dało. Przez to, że była naszą wychowawczynią to byliśmy pierwszą klasą do obsadzenia we wszystkich spektaklach, cokolwiek by się nie działo w szkole, czy to była akademia jakaś śpiewana, czy to było bardziej jednak do zagrania, to my byliśmy pierwsi do wszystkiego, do wszystkich ról. W gimnazjum też się narodziły wyjścia moje takie i taka ponowna miłość do teatru rozrywki już jako samodzielnego widza, bo były organizowane faktycznie wyjścia ze szkoły i nie poszedłbym na wiele z tych spektakli, gdyby nie szkoła. Myślę, że trochę wyprzedziłem w tym momencie swoich rodziców pod niektórymi względami, że to już nie było tak, że to rodzice wiedzą na co idziemy, tylko ja im opowiadam na czym byłem, na czymś czego oni zupełnie nie znają i tutaj – to, co wcześniej mówiłem, oni zbudowali u mnie tak rodzinnie tą jakby miłość do teatru – tutaj już zacząłem wypływać na te głębokie wody sam.
M: Tak jak wspomniałeś, to Twoi rodzice zaszczepili w Tobie całą taką energię do teatru i pomimo, że to była taka pewna sinusoida w Twoim życiu, że raz chciałeś, raz nie, jednak z Tobą to zostało, a czym zajmują się Twoi rodzice, że tak chcieli Ciebie wdrożyć właśnie w takie działanie?
Mt: Tak jakby patrząc ogólnie, nie zajmują się niczym praktycznie związanym z teatrem, bo zarówno moja mama jak i mój tata są terapeutami dla osób niepełnosprawnych. Mój tato aktualnie tam jest bardziej w kwestiach organizacyjnych zobowiązany, a moja mama faktycznie dalej pracuje z podopiecznymi. Ten teatr myślę też się u mnie wziął od małego, z tego, że oni od 20 paru lat prowadzą zespół artystyczny, czasem był on większy, czasem mniejszy, ale zdarzało się, że właśnie tam, w takim małym jakby zacisznym miejscu powstawały takie faktycznie spektakle, które można było wynieść na duże sceny. Też oczywiście, z braku laku, bo nie było dzieci, które mogłyby zagrać w tych spektaklach, często dzieci niepełnosprawne jest bardzo ciężko jakby zachęcić do takiego czegoś, dopóki nie są na tyle, nie rozumieją lub na tyle się nie nauczą, czasami się nigdy nie nauczą, więc jest to ciężka praca w takim organizowaniu, bo wiadomo, nie każdy zagra i jest to wąska grupa z jakimś tam mniejszym spektrum czy z większą niepełnosprawnością. Pierwszy raz, kiedy faktycznie potrzebowali dziecka w spektaklu, to był spektakl żydowski i zagrałem małego żyda w wieku, nie wiem, miałem półtorej roku, rok, ale miałem już włosy, więc to był taki wiek, że można było zauważyć, że to ja, a nie jakiś taki ziemniak zapakowany w prześcieradło, zresztą to było nagrywane wszystko na przestrzeni czasów, tam można to wszystko, można było sobie do tego wszystkiego wrócić, faktycznie od tego się zaczęło, że potrzebowali dziecka, żeby dziecko to zrobiło, żeby dziecko dało ten wydźwięk, bo było potrzebne, dopóki faktycznie tym dzieckiem mogłem być to mnie wykorzystywali. Dalej był jakiś spektakl o Śląsku, w czasie powstań Śląskich, to też tam grałem dziecko i to była moja pierwsza rola mówiona, miałem chyba 4 lata i jedyne co powiedziałem na scenie to było: „A jo nie”, po śląsku, ale oczywiście nie umiałem tego tak powiedzieć, więc to było tak rzucone po prostu, a raz nawet trzeba było chyba gdzieś tam zza kulis wrzucić to po prostu nagranie, bo nie było mnie słychać. Odnosiło się to do tego, że ja nie ubrudziłem swoich nowych galot koło hasioka, dokładnie tak to było. Jakby idąc dalej, gdzieś tam potem zacząłem śpiewać i też tutaj, może dzięki temu się w ogóle otwarłem na to, żeby móc gdzieś zaśpiewać, bo pomogli mi w tym rodzice, wypuszczając mnie na scenę w czymś co nie było dla mnie aż tak zobowiązujące, dlaczego? Bo to nie był do końca mój zespół, jakby nie był tworzony dla mnie, a ja tylko tam pomagałem i myślę, że też przez to, że tam się zjawiałem, to otwierałem trochę uczestnikóm tego teatru, którzy tworzyli to i to oni stanowili tą główną oś tego teatru, jakoś też otwierałem na takie inne działania, czy innych ludzi w ogóle, bo to jest jednak współpraca. Tam były na przykład jakieś piosenki, gawędy, to wtedy też byłem wykorzystywany jako do śpiewania. Tak samo jak moja siostra, która też tam gdzieś się cały czas wokół tego kręciła. Z najnowszych powiedzmy ich tam tworów, to zaczęli tworzyć tak spektakle, żeby mogli nagrywać kwestie wcześniej, a aktorzy grając uczyli się tylko jakby swoich kwestii, ale tylko ruchów warg, żeby nie musieli mówić, bo wiadomo, często to są zaburzenia mowy jakieś, albo po prostu, żeby się nie zestresowali, że coś zapomną i zdarzało się – i to wielokrotnie, nawet na jakiś rekolekcjach, jakieś scenki, zawsze tak jest – i pamiętam pierwsze co było, to chyba grałem syna Abrahama, tak, grałem syna Abrahama, a dalej już bardzo różnie, to co było po prostu potrzebne i zdarzało się, że grałem najmniejsze dziecko, takie bardzo, bardzo małe dziecko, które się pyta o wszystko, żeby wiadomo zarysować fabułę, a z racji tego, że to był mój głos, to grałem tą postać do końca, do starości i po prostu głos był tak modulowany, żeby to była cały czas ta sama postać. Tutaj już bardziej potem tak lektorsko się raczej angażowałem w to co tworzą rodzice.
K: Czyli po pierwsze, bardzo wcześnie zacząłeś całą swoją przygodę z teatrem, i jako widz, jako osoba zaangażowana, ale bardzo wybrzmiewa to, jak w pracy twoich rodziców i też w Twoim odbiorze teatr był właśnie bardzo społeczny, że on miał też na celu coś innego niż samo stworzenie spektaklu, była za tym jakaś potrzeba stworzenie go ze względu na pracę, ze względu na społeczność, na ludzi którymi zajmują się Twoi rodzice, albo nawet to, żeby poruszyć jakiś istotny dla nich temat, może tak jak przy tych Powstaniach Śląskich.
Mt: Ja myślę, że zdecydowanie to jest trochę więcej niż samo tworzenie tego, znaczy, że samo wystawianie tego, bo jakby proces twórczy tu jest najważniejszy, bo – tak samo jak efekt końcowy – tak samo ważne były po prostu zajęcia z tymi ludźmi, to są często osoby, które zaangażują się raz, a potem się zestresują, też nie jest łatwo o ich uwagę, żeby cały czas mieć ich jako aktorów wiadomo, jeżeli ktoś ma jakąś bardzo niewielką niepełnosprawność, jest niepełnosprawny ruchowo, w takiej głównej mierze, to wtedy jest łatwiej, ale to jest mała ilość takich osób, które są całym sercem w tym teatrze, bo potrzeba też jakby ich animować i to jest chyba odpowiednie słowo tutaj, że przez ten teatr to jest trochę taka animacja dla tych osób niepełnosprawnych. Poza tym, że tworzą i pracują ze swoimi opiekunami, to też tworzenie w jakiejś stylistyce, to jest uczenie ich tej historii, jeżeli na przykład: kultura żydowska, historia Śląska, gdzieś te piosenki jakieś zapomniane nieraz, a faktycznie kultowe dla poprzednich pokoleń – tutaj mówię o tej gawędzi akurat – i na przykład często tworzyli coś na przykład o świętych, bo faktycznie robili rekolekcje, to często się rozrastało. Pamiętam, że rozrósł się raz temat brata Alberta i też był cały spektakl tylko o tym. Zgaduje, że wiele osób, które brały w tym udział, nie wiedziały wcześniej o istnieniu takiej postaci. Tak samo na stulecie niepodległości w Polsce, też były stworzone o takich lokalnych bohaterach ze Śląska, tutaj praktycznie z sąsiadujących miast, też w takiej postaci, o których ja sam też nie wiedziałem, ale też przez to, przez te osoby, które się w to angażowały, tak samo jakby dowiedziały się o tym cokolwiek. Wiadomo, nie można wymagać, że oni teraz będą wiedzieć, dokładnie wszystkie wydarzenia, że zapamiętają wszystko co zagrali w tym spektaklu, ale jednak będą mieli gdzieś tam z tyłu głowy, że: „Ok, wtedy byłem przebrany za to, to znaczyło to…”, i ta postać faktycznie coś takiego zrobiła, że jakby nawet samo zachowanie, bo jeżeli kogoś nazywamy bohaterem to jednak za coś, czyli jakby ta nauka z tego płynąca. Czy mogą coś z tego wynieść? Wiadomo, że to jest taka terapeutyczna praca, taka terapia przez ten teatr. Tutaj chyba to było najważniejsze, żeby tak przy tej aktywizacji też coś wnieść, żeby wbić im się w pamięć.
M: A powiedz mi właśnie, bo mamy ten wynik tego wszystkiego, co oni robili. Czy jesteś w stanie określić jaka była grupa docelowa ogólnie tych osób – to były dzieci? I jakie one miały do tego podejście przed tym jak działały, ponieważ wiemy, że jeśli to są dzieci to czasami jest tak, że nawet jeśli jest to osoba pełni świadoma tego wszystkiego to czasami nie chce i tak dalej, jak to wyglądało z takimi osobami?
Mt: Grupa docelowa, w sensie?
M: To znaczy pracująca.
Mt: Osoby z którymi tworzyli. Ogólnie moi rodzice pracowali nad tym, pracują dalej, ale trochę się to pozmieniało pod względem nazewnictwa. Był to Dom Pomocy Społecznej, ale dla dzieci i młodzieży.
M: Czyli były też osoby starsze trochę, niż takie dzieci.
Mt: Tak, ale ogólnie to jednak w samym jakby ośrodku przeważają jednak starsi ludzie, ci młodzi się pojawiają rzadko, bo wiadomo, to różnie, jak się pojawiają, czasami znikają, różnie to jest z tym, ale zaczęło się praktycznie przy tym, jak został założony w Halembie, tam gdzie faktycznie pracują, został założony ośrodek. Dopiero jakby wtedy, czyli to jest 20 lat wstecz, czyli nawet jak ktoś teraz ma pod pięćdziesiątkę, wtedy miał 25, czyli to jest taka młodzież faktycznie chętna do wszystkiego. To teraz zostaje, trochę się zmienia wydźwięk tej pracy, ale cały czas są angażowani nowi ludzie, o to jest też trudno, bo wiadomo, stara gwardia zawsze Cię wesprze, a taka praca z kimś nowym, młodym jest trochę cięższa i to co mówiłem wcześniej, że z takimi bardzo młodymi, często jest ciężej pracować, bo jeszcze na przykład tyle lekcji nie dostali, bo tu można by mówić bardziej o tym – nie tyle coś się nauczyli, tylko jeszcze się nie dowiedzieli czegoś, co po prostu może im pomóc w pracy takiej terapeutycznej.
K: Odchodząc może już trochę od tematu samych Twoich rodziców, to sami byliśmy zaangażowani w dwa spektakle, które my razem z Mają reżyserowałyśmy, pisałyśmy ich scenariusze i w trójkę w niej graliśmy. Jakie dla Was było to doświadczenie biorąc pod uwagę właśnie ten wymiar społeczny, to, że to były spektakle o niemałej obsadzie, bo grało tam po 8 albo nawet 15 osób, czy więcej, bo nie jestem w stanie policzyć.
Mt: Pamiętam, że przy pierwszym spektaklu, to było dla mnie zupełnie jakby nowe otwarcie, był to mój pierwszy rok liceum, nowi ludzie i właśnie faktycznie Festiwal Teatralny, czyli zupełnie coś nowego, ale myślę, że przez to, że występują z sobą różni ludzie, to trochę się zmienia odbiór tego, jakby tej Twojej pracy. Dlaczego? Bo jednak jakby pochodzisz ze swoich stron, czyli wnosisz coś od siebie, plus też Twoi odbiorcy, czy Twoja rodzina czy Twoi znajomi, też są jakby z Twoich stron, już tak mówię wiadomo ogólnie, bo to po prostu może być: czy to będzie Twoja rodzina, która przyjedzie, czy to będzie taka grupa znajomych, która normalnie nie zaangażowałaby się w teatr. Pod tym względem to, że pracuję przy spektaklu więcej osób, tylko może go ubogacić.
M: Dla mnie właśnie to było pewnego rodzaju przebicie błony, takiej w szkole, bo to jednak pierwszy raz się pojawiam w szkole i decyduję się, żeby coś stworzyć i nie mam na tyle też grupy znajomych na tym etapie jakby edukacji, jakby poznawanie dopiero tego miejsca w którym jestem, że muszę po prostu znaleźć osoby, które mogą się nadawać do czegoś takiego, które będą chciały w ogóle się do tego angażować i to jest właśnie przede wszystkim też trudne do zdobycia, ponieważ – pomimo, że jest to przestrzeń gdzie są te osoby, które mają ten charakter teatralny, nie do końca zawsze mogą być chętne do tego. To jest właśnie ta problematyka tego, od poznawania nowych osób, które może będą chciały się zaangażować, po prowadzenie osób jako reżyser. To jest bardzo też ciekawa sprawa, prowadzenie kogoś, kogo się tak naprawdę nie zna – to jest coś co osiągają reżyserzy, kiedy są dorośli, kiedy zaczynają pracować już na studiach i tak dalej, a jako osoba młoda, która nie zna w ogóle nikogo z kim musi pracować, to też było takie bardzo odkrywcze dla mnie, właśnie te poznawanie nowych osób i praca z nimi.
Mt:Myślę, że najtrudniejsze w takich warunkach szkolnych jest to, że jednak mamy jakby zamknięty w pewien sposób krąg i nie możemy wybierać spoza tego, że jednak wybierzemy sobie kogokolwiek, kogo znamy, tylko jednak powinni to być ci uczniowie i wtedy, kiedy ktoś okaże się jakimś talentem, to trzeba go łapać do tego spektaklu i jest to ciężkie nieraz, bo wiadomo, że ludzie mają często napięty grafik, a Ty chcesz go w swoim spektaklu. A jeżeli on pomyślał, że jednak będzie teraz twórcą i zacznie sam coś pisać, albo jeżeli już ktoś inny go zgarnie, to wiesz, Tobie może być tylko żal, bo kim go zastąpisz? Jednak nie masz często jakiejś alternatywy.
M: Tak, to właśnie ta grupa zamknięta, taka o której mówisz.
K: Myślę, że też bardzo ważną rzeczą, którą warto powiedzieć jest to, jak dużo potrafi nas nauczyć takie doświadczenie teatru, pracy z teatrem, że wszystkie osoby, które są zaangażowane muszą nauczyć się współpracy – obojętnie od tego, czy są dobrymi znajomymi, czasami muszą grać z kimś, kogo niekoniecznie lubią, bo właśnie przez to hermetyczne grono nie zawsze jesteśmy w stanie zrobić wszystko czego potrzebujemy i nauczyć się też tego, że w warunkach naszych szkolnych, w których my wystawialiśmy swoje spektakle, nie jesteśmy sobie w stanie pozwolić na wszystko, czyli musimy dopasowywać naszą pracę do tego do czego mamy dostęp. To jest myślę w ogóle bardzo zrzeszające, bo po naszych doświadczeniach myślę, że wszyscy musimy przyznać, że taka praca zagwarantowała nam bardzo wiele znajomości i wiele przyjaźni. Inną kwestią też jest to, że tworząc samemu spektakl i to, że wystawia się go do społeczności szkolnej ludzi, którzy Cię znają, to ma się spory wpływ na to, jak ci ludzie to odbiorą i jakie to ma wpływ na ich życie. Wybierając temat spektaklu jesteśmy w stanie poruszyć naprawdę istotne tematy społeczne, co pasuje do naszego dzisiejszego tematu. Mateusz, Ty napisałeś spektakl, jeden z Twoich pierwszych, który chciałeś wystawić w szkole, który odnosił się do tematu społecznego – co mógłbyś o tym powiedzieć?
Mt: To jest taki spektakl widmo, bo on jest po prostu, nikt o nim praktycznie nie wie, oprócz pierwotnej obsady i mojej rodziny, bo raczej ciężko było jakkolwiek go pokazać w momencie, kiedy stało się co się stało. Dlaczego? Spektakl mój nazywał się „Na zdrowie”? Znaczy on dalej istnieje, więc zasadniczo jakby nazywa się, i mówił o poczekalni w przychodni, tak po prostu. Dlaczego tak się stało? Po prostu siedziałem sobie, czekałem na pobieranie krwi, mówię: „Ile tu jest zabawnych tekstów, to jest niesamowite, że ja tego nie użyję” i zacząłem zapisywać i w ciągu dosłownie 5 minut nazbierałem 15 jakichś tekstów, które są jakby takim wyciągiem, faktycznie takie sedno wyjęte z tej poczekalni. Wszystko co mogłem tam wyzbierałem, dlaczego nie potoczyło się po mojej myśli? To akurat, że na końcu był żart, z tego, że lekarz – nie wypadało mi potem pokazać tego spektaklu za bardzo, bo jednak nie zmienię tego co buduje się w całym spektaklu na tyle dobrze, żeby wybronić tą postać – i faktycznie jest to trochę takie widmo. Faktycznie zależało mi na tym, tyle że nie z mojej winy nie mogę tego pokazać, bo społecznie byłoby to odebrane prawdopodobnie źle. Nie wiem, bo się nie dowiedziałem, ale zgaduję, że źle, dlatego tak wolałem z szacunku jednak tego nie pokazywać nikomu więcej niż tym, którzy wiedzieli o czym to jest. Jest to taki spektakl widmo, bo przez pandemię nie mogłem wystawić spektaklu, który porusza w jakkolwiek sposób temat służby zdrowia, spektakl się nazywał „Na zdrowie”, nazywa się dalej, nie zrezygnowałem z niego, ale może przyjdą lepsze czasy dla niego, a może się zestarzeje, nie wiadomo. Nie mogłem wystawić go dlatego, że faktycznie ta praca lekarzy została trochę tak podniesiona, ta waga tej pracy i myślę, że słusznie tyle, że wynikająca jakby z mojego spektaklu jakaś puenta była taka, że jednak trochę się szpilkę wbija w tych lekarzy, czy faktycznie w tą całą służbę zdrowia, nie wypadało mi jednak tego tak pokazywać, to społecznie mogłoby to być odebrane nie za dobrze, ale tego się prawdopodobnie w najbliższym czasie nie dowiem.
M: Właśnie chciałam też dopytać o to, ponieważ właśnie tworzyliśmy spektakle, które były, tak jak wspominaliśmy wcześniej, jakby ze znajomymi, osobami ze szkoły. Jak odczuwaliście to, że pracowaliście potem z osobami, z którymi się przyjaźniliście, czy zmienialiście nastawienie do nich, bardziej jakieś takie partnerskie nawiązania, chodzi o przyjaźnie bliższe, dalsze, czy stawialiście bardziej na profesjonalizm, jak to widzieliście potem, już w kolejnych spektaklach nad którymi pracowaliście?
Mt: Myślę, że na początku, kiedy pracowało się z osobami, jakby najłatwiej będzie wytłumaczyć tak: pierwszy spektakl, gdzie faktycznie działaliśmy razem, byliśmy dla siebie obcymi osobami i to było takie trochę dla mnie, że: „Ok, muszę się otworzyć na te osoby i pokazać to co umiem i żeby one oceniły czy ja faktycznie umiem”. Później, kiedy już się tworzyło z osobami, które się dobrze zna, z którymi się dobrze czuje, to można sobie na więcej pozwolić, ale też musisz wiedzieć, że ta osoba może Ci powiedzieć trochę więcej gorzkich słów jeżeli coś zrobisz źle i to jest chyba słuszne, żeby w takich relacjach pracować, o ile jest to tak zdrowo poprowadzone oczywiście, ale chyba lepiej powiedzieć coś faktycznie szczerze i wiedzieć, że ta osoba nie znienawidzi Cię za to. To jest takie w sumie, taki wentyl bezpieczeństwa, że wiesz, dalej macie tą relację, bo to co tworzysz nie zawsze się musi odnosić do tego, chociaż często wychodzi tak, że jednak kiedy coś chcecie stworzyć, to to się jakoś może odbić.
K: A dla mnie właśnie tą trudną częścią pracy reżyserskiej, bo o tym chciałabym powiedzieć, to jest to nauczenie się pracy z zasobami ludzkimi, bo czułam taką potrzebę, żeby naprawdę dobrze przeprowadzić spektakl, żeby być zadowolona jego wynikiem, muszę odciąć swoją pracę od relacji z moimi znajomymi, z przyjaciółmi, dlatego na przykład przy pracy starałam się – na przykład, kiedy grał w moim spektaklu mój chłopak, nie traktować go absolutnie jako mojego chłopaka na próbach i tak samo z przyjaciółmi. Były momenty, kiedy mogliśmy pożartować, kiedy mogliśmy faktycznie dać takie ujście temu, że znamy się lepiej i znamy się po godzinach i że jest super, ale z drugiej strony ta praca, w momencie, kiedy pracowaliśmy, siedzieliśmy na próbie, miała być faktycznie pracą i trzeba było się nie dać emocjom i po prostu rozróżnić te dwie kwestie obok siebie, co wydaje mi się, że wychodziło nam na lepsze, bo to mimo wszystko pogłębiało nasze więzi i otwierało nas na nowe osoby.
Mt: Też myślę, do tego co tutaj mówiłaś, że czasami trzeba było odłożyć jakieś swoje relacje, to z kolei kiedy z kimś miałoby się gorsze relacje, to to był taki motor napędowy dla nas, te takie wspólne dobro, tworzenie dla wspólnego dobra, że chcemy, żeby nasz spektakl był najlepszy, chcemy wygrać z tym spektaklem coś. I to czasami potrafiło Cię zmusić do zrzucenia gdzieś na dalszy tor jakichś swoich niechęci, czy jakichś dawnych zawiłości z jakąś osobą i to jest też w sumie jakby słuszne w takiej pracy, żeby jednak działać dla dobra sztuki, a niekoniecznie dla swojej osoby. W tym momencie jesteś jakby częścią, trybikiem tylko w maszynie tej teatralnej, a nie do końca jesteś tą osobą z charakteru.
M: Właśnie i współpracując z różnymi osobami – czy to z przyjaciółmi, czy to z osobami, które nie darzymy jakąś specjalną sympatią i tak dalej, i tak możemy się wiele nauczyć z tego, ponieważ na przykład pisząc scenariusze razem – i tak jak było to w naszym przypadku – czerpałyśmy z literatury, z historii, ze sztuki, wymieniałyśmy się tą wiedzą na dobrą sprawę, szukałyśmy więcej. Dzięki temu pogłębiały się jakieś nasze więzi i tak dalej, właśnie dzięki wymienianiu się różnymi spostrzeżeniami, dzięki spędzaniu wspólnego czasu – i to nie chodzi tylko właśnie o tą sztukę, którą my w zasadzie chcieliśmy tworzyć w tym momencie – potem widzimy ile to ma profitów, benefitów po tym wszystkim, kiedy to zakończyliśmy, bo właśnie użyłaś takie sformułowanie wcześniej przy rozmowie naszej, że na samym końcu jakby „at the end of this everything”, to my jesteśmy w tym razem i to chodzi o to, żeby w tej jakby wspólnocie jaką jest teatr – i w naszym przypadku właśnie w szkole wspólnota teatralna – to jesteśmy my razem, połączeni ze wszystkim.
K: Ja od siebie chciałabym na pewno dodać, że cieszę się bardzo i myślę, że w ogóle się cieszymy, że w naszej szkole jest taka inicjatywa jak Festiwal Teatralny, który wielu z nas otwiera na sztukę jaką jest teatr, ale jeżeli nie masz takiej możliwości, to bardzo serdecznie zachęcam Was do tego, żebyście spróbowali w jakiś inny sposób wyrażać się w tej formie. Możecie to zrobić naprawdę przy niedużych nakładach, bo spektakle można robić tak na dobrą sprawę wszędzie: na korytarzu, na sali gimnastycznej, wszędzie naprawdę, więc wystarczy chcieć i znaleźć grupę osób, które będą równie bardzo zaangażowane.
Mt: To co Maja powiedziała, że to faktycznie czasami można nazwać benefitami, a jedyne co musimy zainwestować to są te chęci i czas i faktycznie można z tego dużo więcej wynieść niż myślę się daje, bo czy to są znajomości, czy to jest nowa wiedza, czy to jest jakby taka akceptacja siebie. Często wydaje mi się, że po prostu ludzie się otwierają, dopiero się pokazują i też jest jakaś szansa jakkolwiek na rozwój. Wiadomo, że nie zawsze jest szansa w tak łatwy sposób – jak my to mieliśmy – żeby zagrać w spektaklu na Festiwalu gdzie jest nasza szkoła, czasami to jest wyjście do dużo większej publiczności, ale myślę, że warto jest próbować jakkolwiek, czy w jakichś mniejszych formach, czy w jakichś kołach teatralnych, bo to jest po prostu dobra zabawa, gdzie można spotkać takich ludzi do których jest nam bliżej niż myślimy.
K: Także dziękujemy bardzo za Waszą uwagę, z tej strony Kinga.
M: Maja.
Mt: I Mateusz.
Transcription of a podcast produced as part of the project:
Mission Participation: young citizen podcasters
Episode 26.
Participants: Kinga Franke (K), Maja Jarzyna (M), Mateusz Hanke (Mt).
Kinga Franke and Maja Jarzyna are students of the Stefan Batory High School No. 3 in Chorzow, involved in many theatrical projects and participants in the KulturOK project. Mateusz Hanke is a student of media culture at Silesian University and an actor in amateur theatrical plays.
K: Hi, today together with Maja….
M: Hi.
K: …we’re going to have a conversation on the topic: the social dimension of theater, together with our friend Matthew.
Mt: Hi, welcome to you .
M: And it’s also worth introducing the other presenter, which is Kinga, since she hasn’t introduced herself.
K: Yes, that is, we will start with such a topic with which to introduce everything we want to tell you about today. My first question is: what are your first experiences of theater as spectators and as people who are actually involved in theater, some kind of theatrical activity, because all three of us are in some way connected precisely with theatrical activity, because we created our performances, we played in various performances and we are also spectators.
M: I can start by saying that we certainly know something like going with kindergarten or elementary school just to some performance, such typically children’s performances, but as such a more conscious participant in the theater, just a spectator, I think I was a teenager and it was such performances that were much more serious, that I had to go, for example, outside the city to see these performances, I was directly interested in it. Then these performances that I watched inspired me to create something of my own. That’s pretty much how it started with me, that I only had to sort of pull something in my head myself to be interested, to act in it.
K: Ok, and it seems to me that with me it started with just theatrical activity and that only
over time, it transitioned into being so involved as an audience member.
M: So the other way around.
K: On the contrary, well, at school I’ve been very fond of performing since I was a child, but in such things as competitions or academies, and when a theater club was created in my elementary school I was very eager to participate in it, and the same since my elementary school later – because I was so engrossed in the subject of performing on stage – when the opportunity to go to the theater appeared, quite often, some weekend trips, it encouraged me a lot. this encouraged me and in this way I started to find myself in the theater very often and I saw a lot of plays, for one moment. Mostly there were all plays of the Silesian Theater, that’s how my adventure began.
M: Matthew how did it look for you?
Mt: The first thing I remember as such a theatrical memory, of course, as a spectator, were, it was called perhaps: “Theater Bed” and it was in Katowice and I think we went to something like that with my parents on Sundays and it’s so vague, I remember it was theater for children. To me, in fact, as if my parents tried to build in me such a desire to be in the audience and I actually enjoyed myself, these were often like musical plays, although not always, you know, but they were such classic plays, which, for example, now I can also find at home on vinyl records. It was for example, “Flea Shuffleboard”, something of that ilk, and then there were also musical fairy tales, somewhere, which could be listened to elsewhere, simply translated into the theater, so that children were actually interested in it. Further, to discern a little bit about the years, I was still such a little toddler, but it was the Entertainment Theater, the Chorzow Theater, and something I think I attended the most times was “Fiddler on the Roof.” I remember that this cast grew with me and it happened that being the first time, the youngest daughter of the main character later became the next one. I guess that’s my first steps as an audience member. As for being in the theater as an already participant, of course there were the nativity plays, which I always thought were unfair to me, because I had an outstanding theatrical talent, in my opinion at the time, of course, I knew how to dress best, because my mother always took care of the best costumes for me, and I was always some kind of shepherd or king, I was never next to Jesus. Anyway, these were such school, kindergarten even I would say.
M: I think that’s why you weren’t next to Jesus, because Joseph always had the least issues to play. Then I see a difference that I think is worth noting, which is that in your case theater was more of a family experience, rather than in our case, something so very private that you had to discover somehow at school, or just so on your own – so is it so in your case that this theater is something so family-oriented that functions in your family?
Mt: Definitely yes, because up to a certain point I didn’t like to just go out to the theater, to concerts, which, when I think about it now, is simply a horror to me, because I sort of can’t imagine life without it at this point. Back then it happened that, for example, my mother couldn’t go to the theater, or to a concert, because I got so hung up on not going, and I think that I, now thinking that I took away from her some entertainment that she might never experience again, such an ungrateful child a little, no, that’s how they take care of you, about your culture here, and you won’t even leave the house, then I drew a laurel with a heart in the middle and with the words: “I’m sorry” and then she would forgive me.
M: Ok, and when you were so much more conscious talking about your teenage years, for example what did it look like with you, did you continue to experience something like that, that you were just such a very active viewer, very eager to go to the theater, or you had already opened something of your own, because we would like to talk about that too?
Mt: Let’s say so in my teenage years – that is, for me it was the stage of middle school let’s say, yes most. I was in the natural-mathematics class, in which there were also football players, it was only then, but our educator was a lady from such theater classes, theater subjects: from art, music and everything there. Because of the fact that she was our educator, we were the first class to be cast in all performances, whatever was going on at school, whether it was an academy of some kind of singing, or whether it was more for acting, however, we were the first for everything, for all roles. In middle school, my outings like this were also born, and such a renewed love for the theater of entertainment already as an independent spectator, because there were actually organized outings from school, and I wouldn’t have gone to many of these performances if it weren’t for school. I think I was a bit ahead of my parents at this point in some respects, that it was no longer the case, that it’s the parents who know what we’re going to, only I tell them what I’ve been to, something they’re completely unfamiliar with, and here – what I said earlier, they built in me so familially this kind of love for the theater – here I already started to go into these deep waters on my own.
M: As you mentioned, it was your parents who instilled in you all such energy for theater and despite the fact that it was such a certain sine wave in your life, that once you wanted, once you didn’t, however it stayed with you, and what do your parents do that they were so keen to implement you precisely into such an activity?
Mt: Kind of looking in general, they don’t do anything practically related to theater, because both my mom and my dad are therapists for people with disabilities. My dad is currently there more in organizational matters obliged, and my mom actually continues to work with the wards. This theater I think also originated with me from a young age, from the fact that they have been running an artistic troupe for 20 some years, sometimes it was bigger, sometimes smaller, but it happened that right there, in such a small kind of secluded place, such actually performances were created that could be taken to the big stages. Also, of course, for lack of luck, because there were no children who could play in these performances, often children with disabilities are very hard to sort of encourage such a thing until they’re at the point, they don’t understand or they don’t learn enough, sometimes they never learn, so it’s hard work in such organizing, because you know, not everyone will play, and it’s a narrow group with some sort of minor spectrum or major disability. The first time they actually needed a child in a play, it was a Jewish play and I played a little Jew at the age of, I don’t know, I was a year and a half, a year old, but I already had hair, so it was such an age that you could see that it was me and not some kind of potato wrapped up in a sheet, by the way it was recorded everything over time, there you could all of this, you could go back to it all, in fact it started with this, that they needed a child to do this, for a child to give this overtone, because it was needed, as long as I could actually be that child they used me. Then there was a play about Silesia, during the Silesian uprisings, I also played a child there, and it was my first spoken role, I was probably 4 years old and the only thing I said on stage was: “And I don’t” in Silesian, but of course I didn’t know how to say it that way, so it was just thrown around like that, and once I think we even had to put it in a recording somewhere backstage, because I couldn’t be heard. It referred to the fact that I didn’t dirty my new galoshes near the hasioka, that’s exactly how it was. Going further, somewhere after that I started singing and also here, maybe thanks to that I opened myself up to being able to sing somewhere, because my parents helped me, letting me go on stage in something that wasn’t so obliging for me, why? Because it wasn’t exactly my ensemble, it wasn’t created for me, and I only helped there, and I think that also by appearing there, I opened up a bit to the participants of that theatre, who created it, and they were the main axis of that theatre, somehow I also opened up to such other activities, or other people in general, because it is a collaboration. There were, for example, some songs, storytelling, then I was also used as a singer. So was my sister, who was also somewhere around that all the time. From their latest creations, let’s say, they started to create performances in such a way that they could record their lines beforehand, and the actors would only learn their lines while acting, but only their lip movements, so that they didn’t have to speak, because, you know, there are often speech disorders of some kind, or just, so that they wouldn’t get stressed out, that they’d forget something, and it happened – and it happened many times, even on some retreats, some scenes, it’s always like that – and I remember the first thing was, I think I played the son of Abraham, yes, I played the son of Abraham, and then it varied a lot, whatever was simply needed, and it happened, that I played the smallest child, a very, very small child who asks about everything, so that you know the plot, and because of the fact that it was my voice, I played this character until the end, until old age. the character to the end, to old age, and simply the voice was modulated so that it was the same character all the time. This is where I became more of a reader later on, in what the parents were creating.
K: So, first of all, you started your whole adventure with theatre very early on, and as a spectator, as a person involved, but it’s very resonant how your parents’ work and also in your perception the theatre was just very social, that it also had a purpose other than just creating a show, there was a need behind it to create it because of the for the sake of the work, for the sake of the community, for the sake of the people your parents deal with, or even to touch upon a subject important to them, maybe like the Silesian Uprisings.
Mt: I think it’s definitely a bit more than just creating it, viz, I think it’s definitely a bit more than just creating it, I mean, just staging it, because it’s like the creative process is the most important thing, because – as well as the end result – it was just as important to work with these people, these are often people who get involved once and then get stressed, it’s also not easy to get their attention, to have them as actors all the time, you know, if someone has a very slight disability, a physical disability, in the majority, then it’s easier, but it’s a small number of people who are wholeheartedly involved in this theatre, because they also need to be animated, and I think that’s the right word here, that this theatre is a bit like animation for these disabled people. Apart from the fact that they create and work with their tutors, they also create in a certain style, they learn about history, if, for example, Jewish culture, Silesian history, songs which are sometimes forgotten, but which were really iconic for previous generations – I’m talking about this particular storytelling. – and for example they often created something about saints, because they actually did retreats, it often grew. I remember once the theme of Brother Albert grew and there was also a whole show just about that. I guess a lot of people who took part in that didn’t know beforehand that such a figure existed. In the same way, for the centenary of independence in Poland, there were performances about such local heroes from Silesia, here practically from the neighbouring towns, also in this form, about which I myself did not know, but also through this, through these people who were involved in it, as if they found out anything about it. You know, you can’t expect them to know now, exactly all the events, that they will remember everything that they played in this performance, but still, they will have somewhere in the back of their minds that: “Ok, then I was dressed as this, it meant this…”, and this character actually did something like that, that as if even the very behaviour, because if we call someone a hero is nevertheless for something, that is like this learning from it. Can they learn anything from it? It is known that it is such a therapeutic work, such therapy through the theatre. This was probably the most important thing was to bring something to this activation, to make it stick in their memory. into their memory.
M: And tell me just now, because we have this result of all that they did. Are you able to identify what was the target group of these people in general – was it children? And what was their approach to it before they acted, because we know that if it’s children it’s sometimes the case that even if it’s a person who is fully aware of all this sometimes they don’t want to and so on, what was it like with such people?
Mt: The target group, in terms of?
M: I mean working.
Mt: The people they were creating with. Generally my parents worked on it, they continue to work on it, but it’s changed a bit in terms of the nomenclature. It was a Nursing Home, but for children and young people.
M: So there were also older people a bit, rather than children like that.
Mt: Yes, but generally in the centre itself there are mostly older people, The young people appear rarely, because, as you know, they appear and sometimes disappear, it’s different, but it started practically when the centre was established in Halemba, where they actually work. It was only as if then, that is 20 years back, so even if someone is now in their fifties, back then they were 25, so they are such young people actually willing to do anything. Now it stays, the tone of the work has changed a bit, but new people are involved all the time, and it’s also difficult, because, you know, the old guard will always support you, and it’s a bit harder to work with someone new and young. and what I was saying before, that it’s often harder to work with the very young ones, because, for example, they haven’t yet learnt so much, because here we could talk more about – they haven’t learnt so much, they just haven’t yet learnt something that can simply help them in such therapeutic work.
K: Moving perhaps a little bit away from the subject of your parents themselves, we ourselves were involved in two plays that we directed together with Maja, wrote their scripts and the three of us acted in it. What was this experience like for you, taking into account this social dimension, the fact that these were plays with a not inconsiderable cast, because there were 8 or even 15 people, or more, because I can’t count.
Mt: I remember when I did my first show, it was like a whole new opening for me, it was my first year of high school, new people and it was actually the Theatre Festival, which is a whole new thing, but I think by having different people performing with each other, it kind of changes the perception of it, kind of this work of yours. Why? Because you kind of come from your own sides, so you bring something from yourself, plus your audience, whether your family or your friends, are also kind of from your own sides, I’m just saying generally, because it could just be: whether it’s your family who come, or whether it’s a group of friends who wouldn’t normally get involved in theatre. In that respect the fact that I’m working with more people on the show can only make it richer.
M: For me, it was just kind of breaking through the membrane, like at school, because it’s the first time I’m coming to school and deciding to create something and I don’t have a group of friends at this stage of sort of education, sort of just getting to know the place where I am, that I just have to find people who might be suitable for something like this, who will want to get involved in it at all, and that’s what’s difficult to get in the first place, too, because – even though this is a space where there are these people who have this theatrical character, they may not always be willing to to do it. That’s the issue of it, from meeting new people who might want to get involved, to guiding people as a director. It’s also a very interesting thing, guiding someone you don’t really know – it’s something that directors achieve when they’re adults, when they start working already at university and so on, and as a young person who doesn’t know anyone at all who they have to work with, that was also such a very revealing thing for me, just meeting new people and working with them.
Mt: I think the most difficult thing in such a school environment is the fact that we have a kind of closed circle and we can’t choose anyone we know, but they should be the students and then when someone turns out to be a talent, you have to catch them in the show and it’s hard sometimes, because you know that people often have a busy schedule and you want them in your show. And if he thought he was going to be a creator now, though, and start writing something himself, or if he’s already been picked up by someone else, you know, you can only feel sorry for him, because who are you going to replace him with? But you don’t often have an alternative.
M: Yes, it’s that closed group that you’re talking about.
K: I think also a very important thing to say is how much such experience of theatre, of working with theatre, can teach us, that all the people who involved have to learn to work together – whether they’re good friends, sometimes they have to play with someone they don’t necessarily like, because it’s because of this this hermetic circle we are not always able to do everything we need to do and also learn that in our school conditions, where we put on our shows, we can’t afford to do everything, so we have to adapt our work to what we have access to. This is I think in general very associative, because after our experiences I think we all have to admit that this kind of work has guaranteed us a lot of acquaintances and a lot of friendships. Another thing, too, is that by creating the play yourself and the fact that you are staging it to a school community of people who know you, you have quite an impact on how those people will receive it and what impact it has on their lives. By choosing the theme of the play we are able to address really relevant social issues, which fits with our theme today. Matthew, you wrote a play, one of your first, that you wanted to stage at school, which referred to a social theme – what could you say about it?
Mt: It’s such a ghost show, because it’s just, no one practically knows about it, apart from the original cast and my family, because it was rather hard to show it in any way when what happened happened. Why? My play was called ‘Na zdrowie’? I mean it still exists, so basically it’s kind of called, and it was about a waiting room in a clinic, just like that. Why did that happen? I was just sitting there, waiting for my blood to be drawn, and I said: ‘How many funny texts are in here, it’s amazing that I’m not going to use this’, and I started writing it down, and within literally five minutes I had collected 15 texts that were like an extract, the gist of it, taken out of that waiting room. Everything I could find, why didn’t it go my way? The fact that there was a joke at the end, that the doctor – it wasn’t good enough for me to show it afterwards, because I’m not going to change what builds up in the whole show well enough to defend this character – and it is actually a bit of a spectre. In fact I cared about it, so much so that through no fault of my own I can’t show it, because socially it would probably be perceived badly. I don’t know, because I didn’t find out, but I’m guessing it would have been perceived badly, so out of respect I preferred not to show it to anyone more than those who knew what it was about. It’s such a ghost show, because because of the pandemic I couldn’t stage a show that touched in any way the subject of the health service, the show was called ‘On Health’, it’s still called that, I haven’t given up on it, but maybe better times will come for it, or maybe it will get old, you don’t know. I couldn’t stage it because in fact the work of doctors was elevated a bit, the importance of this work, and I think it was right to do so, as the punch line of my performance was such that it poked a little bit of a pin in those doctors, or indeed in the whole health service, but it wasn’t right to show it like that, socially it might not be well received, but I probably won’t find out soon.
M: I just wanted to ask about that too, because we’ve just been making shows that were, as we mentioned before, kind of with friends, people from school. How did you feel about working with people you were friends with afterwards, did you change your attitude towards them, some kind of partnership, I mean closer friendships, further friendships, or did you put more emphasis on the idea of a partnership? Did you change your attitude towards them, more like some kind of partnership, I mean closer friendships, further friendships, or did you focus more on professionalism, how did you see it later, in the performances you worked on?
Mt: I think in the beginning, when you were working with people, it would sort of be easiest to explain like this: the first show where we actually acted together, we were strangers to each other and it was kind of like that for me: “Ok, I need to open up to these people and show what I can do and for them to judge whether I can actually do it’. Later on, once you’ve created with people you know well, with whom you feel comfortable, you can allow yourself more, but you also have to know that this person can tell you some more bitter words if you do something wrong and it’s probably right to work in such relationships, as long as it’s so healthily led of course, but it’s probably better to say something actually honestly and know that this person won’t hate you for it. It’s such a all in all, such a safety valve that, you know, you still have this relationship, because what you create doesn’t always have to relate to that, although it often works out that when you want to create something, it can backfire somehow.
K: And for me, that’s the difficult part of directing, because that’s what I’d like to talk about, is learning how to work with human resources, because I felt that in order to do a show really well, in order to be satisfied with the outcome, I have to cut my work off from my relationships with my friends, with my acquaintances, so for example when I was working I tried – for example, when my boyfriend was playing in my show, I didn’t treat him absolutely as my boyfriend during rehearsals and the same with my friends. There were times when we could joke around, when we could actually give this kind of outlet that we know each other better and we know each other after hours and that it’s great, but on the other hand, this work, when we were working, sitting in rehearsal, was actually supposed to be work and you had to not let your emotions get the best of you and just differentiate between the two side by side, which I think worked out for the better, because it deepened our bonds after all and opened us up to new people.
Mt: I also think, to what you were saying here, that sometimes you had to put aside some of your relationships, then in turn when you would have a worse relationship with someone, that was such a driving force for us, these kind of common good, creating for the common good, that we want our show to be the best, we want to win something with this show. And that sometimes managed to force you you to put aside somewhere some of your dislikes or some of your past intricacies with a person, and it’s also kind of the right thing to do in this kind of work, to work for the good of the play, though, and not necessarily for your own person. At the moment you’re sort of a part, a cog in the theatrical machine, and you’re not really that person in character.
M: Exactly, and by working with different people – be they friends or people we don’t have any special affection for, and so on – we can learn a lot anyway from that, because, for example, when writing scripts together – and that was our case – we drew from literature, from history, from art, we exchanged this knowledge. for good measure, we were looking for more. This deepened some of our bonds and so on, just by exchanging different insights, by spending time together – and it’s not just about the art we basically wanted to create at the moment – then we see how much profit it has, the benefits afterwards, when we’ve we’ve finished it, because you just used the phrase earlier in our conversation that at the very end, as it were, ‘at the end of this everything’, we’re in it together and it’s about the fact that in this kind of community that is theatre – and in our case at the school the theatre community – it’s us together, connected to everything.
K: I would certainly like to add from myself that I am very happy, and I think we are happy in general, that there is such an initiative in our school as the Theatre Festival, which opens many of us to the art that is theatre, but if you don’t have that opportunity, I would very much encourage you to try to express yourself in this form in some other way. You can do it with really little effort, because performances can be done so really anywhere: in the corridor, in the gym, everywhere really, so you just have to want to and find a group of people who are equally committed.
Mt: What Maja said, that it can actually sometimes be called a benefit, and all we have to invest is this willingness and time, and you can actually get a lot more out of it than I think you give, because whether it’s friendships, whether it’s new knowledge, whether it’s kind of like self-acceptance. Often it seems to me that people just open up, they just show themselves and there’s also a chance to develop somehow. Of course, it’s not always as easy – as we had – to get a chance to perform at a festival where our school is, sometimes it’s going out to a much bigger audience, but I think it’s worth trying anyway, but I think it’s worth trying anyway, whether it’s in some smaller forms or in some theatre circles, because it’s just good fun, where you can meet people you’re closer to than you think.
K: Also thank you very much for your attention, this is Kinga.
M: Maja.
Mt: And Matthew.